Бесплатная библиотека, читать онлайн, скачать книги txt

БОЛЬШАЯ БЕСПЛАТНАЯ БИБЛИОТЕКА

МЕЧТА ЛЮБОГО КНИГОЛЮБА

Вторник, 23 апреля, 11:54

Авторизация    Регистрация
Дамы и господа! Электронные книги в библиотеке бесплатны. Вы можете их читать онлайн или же бесплатно скачать в любом из выбранных форматов: txt, jar и zip. Обратите внимание, что качественные электронные и бумажные книги можно приобрести в специализированных электронных библиотеках и книжных магазинах (Litres, Read.ru и т.д.).

ПОСЛЕДНИЕ ОТЗЫВЫ О КНИГАХ

Михаил (19.04.2017 - 06:11:11)
книге:  Петля и камень на зелёной траве

Потрясающая книга. Не понравится только нацистам.

Антихрист666 (18.04.2017 - 21:05:58)
книге:  Дом чудовищ (Подвал)

Классное чтиво!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Ладно, теперь поспешили вы... (18.04.2017 - 20:50:34)
книге:  Физики шутят

"Не для сайта!" – это не имя. Я пытался завершить нашу затянувшуюся неудачную переписку, оставшуюся за окном сайта, а вы вын... >>

Роман (18.04.2017 - 18:12:26)
книге:  Если хочешь быть богатым и счастливым не ходи в школу?

Прочитал все его книги! Великий человек, кардинально изменил мою жизнь.

АНДРЕЙ (18.04.2017 - 16:42:55)
книге:  Технология власти

ПОЛЕЗНАЯ КНИГА. Жаль, что мало в России тех, кто прочитал...

Читать все отзывы о книгах

Обои для рабочего стола

СЛУЧАЙНОЕ ПРОИЗВЕДЕНИЕ

Сердце есть одно такое в мире,
Бьется сильно и за нас болеет.
И не знает дел других отныне,
И об этом точно не жалеет.

Это не потерянные годы,
Эти годы счастье приносили.
Вырастила нас и воспитала
Наша замечательная мама.... >>

20.05.10 - 12:59
Светаслава

Читать онлайн произведения


Хотите чтобы ваше произведение или ваш любимый стишок появились здесь? добавьте его!

Поделись ссылкой

Miecz przeznaczenia   ::   Sapkowski Andrzej

Страница: 5 из 100
 
- Słońce prawie na trzy ćwierci do zenitu, a mnie suszy jak cholera. Nie będziemy gadać o suchym pysku. Tea, Vea, zawróćcie rysią do miasteczka i kupcie antałek.

— Podobacie mi się, panie…

— Borch, zwany Trzy Kawki.

— Jaskier, zwany Niezrównanym. Przez niektóre dziewczęta.

— Opowiadaj, Jaskier — zniecierpliwił się wiedźmin. - Nie będziemy tu sterczeć do wieczora.

Bard objął palcami gryf lutni, ostro uderzył po strunach.

— Jak wolicie, mową wiązaną czy normalnie?

— Normalnie.

— Proszę bardzo — Jaskier nie odłożył lutni. - Posłuchajcie zatem, szlachetni panowie, co wydarzyło się tydzień temu nie opodal miasta wolnego, zwanego Hołopolem. Otóż, świtem bladym, ledwie co słonko wschodzące zaróżowiło wiszące nad łąkami całuny mgieł…

— Miało być normalnie — przypomniał Geralt. ~-

— A nie jest? No, dobrze, dobrze. Rozumiem. Krótko, bez metafor. Na pastwiska pod Hołopolem przyleciał smok.

— Eeee — rzekł wiedźmin. - Coś mi się to nie widzi prawdopodobnym. Od lat nikt nie widział smoka w tych okolicach. Nie był to aby zwykły oszluzg? Zdarzają się oszluzgi prawie tak duże…

— Nie obrażaj mnie, wiedźminie. Wiem, co mówię. Widziałem go. Trzeba trafu, że akuratnie byłem w Hołopolu na jarmarku i widziałem wszystko na własne oczy. Ballada jest już gotowa, ale nie chcieliście…

— Opowiadaj. Duży był?

— Ze trzy końskie długości. W kłębie nie wyższy niż koń, ale dużo grubszy. Szary jak piach.

— Znaczy się, zielony.

— Tak. Przyleciał niespodziewanie, wpadł prosto w stado owiec, rozgonił pasterzy, utłukł z tuzin zwierząt, cztery zeżarł i odleciał.

— Odleciał… - Geralt pokiwał głową. - I koniec?

— Nie. Bo następnego ranka przyleciał znowu, tym razem bliżej miasteczka. Spikował na gromadę bab piorących bieliznę na brzegu Braa. Ale wiały, człowieku! W życiu się tak nie uśmiałem. Smok zaś zatoczył ze dwa koła nad Hołopolem i poleciał na pastwiska, tam znowu wziął się za owce. Wtedy dopiero zaczął się rozgardiasz i zamęt, bo poprzednio mało kto wierzył pastuchom. Burmistrz zmobilizował milicję miejską i cechy, ale zanim się sformowali, plebs wziął sprawę w swoje ręce i załatwił ją.

— Jak?

— Ciekawym, ludowym sposobem. Lokalny mistrz szewski, niejaki Kozojed, wymyślił sposób na gadzinę. Zabili owcę, napchali ją gęsto ciemierem, wilczymi jagodami, blekotem, siarką i szewską smołą. Dla pewności, miejscowy aptekarz wlał do środka dwie kwarty swojej mikstury na czyraki, a kapłan ze świątyni Kreve odprawił modły nad ścierwem. Potem ustawili spreparowaną owieczkę pośrodku stada, podparłszy kołkiem. Nikt po prawdzie nie wierzył, że smoczysko da się skusić tym śmierdzącym na milę gównem, ale rzeczywistość przeszła nasze oczekiwania. Lekceważąc żywe i beczące owieczki, gad połknął przynętę razem z kołkiem.

— I co? Gadaiże, Jaskier.

— A co ja robię innego? Przecie gadam. Słuchajcie, co było dalej. Nie minął czas, jaki wprawnemu mężczyźnie zajmuje rozsznurowanie damskiego gorsetu, gdy smok nagle zaczął ryczeć i puszczać dym, przodem i tyłem. Fikał kozły, próbował wzlatywać, potem oklapł i znieruchomiał. Dwójka ochotników wyruszyła, aby sprawdzić, czy struty gad dycha jeszcze. Byli nimi miejscowy grabarz i miejscowy półgłówek, spłodzony przez upośledzoną córkę drwala i pododdział najemnych pikinierów, który przeciągnął przez Hołopole jeszcze za czasów rokoszu wojewody Nurzyboba.

— Ależ ty łżesz, Jaskier.

— Nie łżę, tylko ubarwiam, a to jest różnica.

— Niewielka. Opowiadaj, szkoda czasu.

— A więc, jak mówiłem, grabarz i mężny idiota wyruszyli w charakterze szperaczy. Usypaliśmy im potem mały, ale cieszący oko kurhanik.

— Aha — powiedział Borch. - Znaczy się, smok jeszcze żył.

— A jak — rzekł wesoło Jaskier. - Żył. Ale był tak słaby, że nie zeżarł ani grabarza, ani matołka, tyle że zlizał krew. A potem, ku ogólnemu zmartwieniu, odleciał, wystartowawszy w niemałym trudzie. Co półtorasta łokci spadał z łoskotem, zrywał się znowu. Chwilami szedł, powłócząc tylnymi nogami. Co śmielsi poszli za nim, utrzymując kontakt wzrokowy. I wiecie, co?

— Mów, Jaskier.

— Smok zapadł w wąwozy w Pustulskich Górach, w okolicach źródeł Braa i skrył się w tamtejszych jaskiniach.

— Teraz wszystko jest jasne — powiedział Geralt. - Smok prawdopodobnie był w tych jaskiniach od stuleci, pogrążony w letargu. Słyszałem o takich wypadkach. I tam też musi być jego skarbiec. Teraz wiem, czemu blokują most. Ktoś chce na tym skarbcu położyć łapę. A ten ktoś to Niedamir z Caingom.

— Dokładnie — potwierdził trubadur. - Całe Hołopole aż gotuje się zresztą z tego powodu, bo uważa się tam, że smok i skarbiec należą do nich. Ale wahają się zadrzeć z Niedamirem. Niedamir to szczeniak, który jeszcze się nie zaczął golić, ale już zdążył udowodnić, że nie opłaca się z nim zadzierać. A na tym smoku zależy mu, jak diabli, dlatego tak prędko zareagował.

— Zależy mu na skarbcu, chciałeś powiedzieć.

— Właśnie że bardziej na smoku niż na skarbcu. Bo widzicie, Niedamir ostrzy sobie zęby na sąsiednie księstwo Malleore. Tam, po nagłym a dziwnym zgonie księcia została księżniczka, w wieku, że się tak wyrażę, łożnicowvm. Wielmoże z Malleore niechętnie patrzą na Niedamira i innych konkurentów, bo wiedzą, że nowy władca ostro ściągnie im wędzidło, nie to, co smarkata księżniczka. Odgrzebali więc gdzieś starą i zakurzoną przepowiednię mówiącą, że mitra i ręka dziewuszki należą się temu, kto pokona smoka. Ponieważ smoka nikt nie widział tutaj od wieków, myśleli, że mają spokój. Niedamir oczywiście obśmiał się z legendy, wziąłby Malleore zbrojną ręką i tyle, ale gdy gruchnęła wieść o hołopolskim smoku, zorientował się, że może pobić malleorską szlachtę ich własną bronią. Gdyby zjawił się tam, niosąc smoczy łeb, lud powitałby go jak monarchę zesłanego przez bogów, a wielmoże nie śmieliby nawet pisnąć. Dziwicie się więc, że pognał za smokiem jak kot z pęcherzem? Zwłaszcza za takim, co ledwo nogami powłóczy? To dla niego czysta gratka, uśmiech losu, psiakrew.

— A drogi zagrodził przed konkurencją.

— No chyba. I przed Hołopolanami. Z tym, że po całej okolicy rozesłał konnych z glejtami.

1<<456>>100


В тексте попалась красивая цитата? Добавьте её в коллекцию цитат!
Пятьдесят оттенков свободыЭ. Л. Джеймс149,90 руб.
Французские дети не капризничают. Уни...Кэтрин Кроуфорд99 руб.
Географ глобус пропилАлексей Иванов99,90 руб.
Волк с Уолл-стритДжордан Белфорт119,90 руб.


copyright © Бесплатная библиотека,    контакты: [email protected]