Бесплатная библиотека, читать онлайн, скачать книги txt

БОЛЬШАЯ БЕСПЛАТНАЯ БИБЛИОТЕКА

МЕЧТА ЛЮБОГО КНИГОЛЮБА

Четверг, 28 марта, 16:00

Авторизация    Регистрация
Дамы и господа! Электронные книги в библиотеке бесплатны. Вы можете их читать онлайн или же бесплатно скачать в любом из выбранных форматов: txt, jar и zip. Обратите внимание, что качественные электронные и бумажные книги можно приобрести в специализированных электронных библиотеках и книжных магазинах (Litres, Read.ru и т.д.).

ПОСЛЕДНИЕ ОТЗЫВЫ О КНИГАХ

Михаил (19.04.2017 - 06:11:11)
книге:  Петля и камень на зелёной траве

Потрясающая книга. Не понравится только нацистам.

Антихрист666 (18.04.2017 - 21:05:58)
книге:  Дом чудовищ (Подвал)

Классное чтиво!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Ладно, теперь поспешили вы... (18.04.2017 - 20:50:34)
книге:  Физики шутят

"Не для сайта!" – это не имя. Я пытался завершить нашу затянувшуюся неудачную переписку, оставшуюся за окном сайта, а вы вын... >>

Роман (18.04.2017 - 18:12:26)
книге:  Если хочешь быть богатым и счастливым не ходи в школу?

Прочитал все его книги! Великий человек, кардинально изменил мою жизнь.

АНДРЕЙ (18.04.2017 - 16:42:55)
книге:  Технология власти

ПОЛЕЗНАЯ КНИГА. Жаль, что мало в России тех, кто прочитал...

Читать все отзывы о книгах

Обои для рабочего стола

СЛУЧАЙНОЕ ПРОИЗВЕДЕНИЕ

Римма Казакова
Храни меня, прошедшая любовь!
во благо обрати свой горький опыт
от нежности храни, в которой топят,
и обращают в нищих и рабов.
Храни меня всей памятью моей,
не дай застыть с протянутой рукою.... >>

05.09.10 - 09:08
Наталья- директриса

Читать онлайн произведения


Хотите чтобы ваше произведение или ваш любимый стишок появились здесь? добавьте его!

Поделись ссылкой

Miecz przeznaczenia   ::   Sapkowski Andrzej

Страница: 99 из 100
 
Zimą, gdy rzeka zamarznie, pójdą dalej. Mówię ci, trzeba wiać, wiać aż na Północ, może tam nie dojdą. Ale nawet jeśli tam nie dojdą, nasz świat nie będzie już nigdy taki, jaki był. Geralt, nie zostawiaj mnie tutaj! Nie dam sobie rady sam! Nie zostawiaj mnie!

— Chybaś oszalał, Jaskier — wiedźmin przechylił się w kulbace. - Chybaś oszalał ze strachu, jeśli mogłeś pomyśłeć, że cię zostawię. Daj rękę, wskakuj na konia. Tu nie masz czego szukać, na prom i tak się nie dopchasz. Odwiozę cię w górę rzeki, poszukamy łodzi albo tratwy.

— Nilfgaardczycy ogarną nas. Są już blisko. Widziałeś tych konnych? Widać, że idą prosto z bitwy. Jedźmy w dół rzeki, w stronę ujścia Iny.

— Przestań krakać. Przemkniemy się, zobaczysz. W dół rzeki też dągną tłumy ludzi, przy każdym promie będzie to samo co tu, wszystkie łodzie też pewnie już zaharapcili. Jedziemy w górę, pod prąd, nie bój się, przeprawię cię choćby na kłodzie.

— Tamten brzeg ledwo widać!

— Nie marudź. Powiedziałem, przeprawię cię.

— A ty?

— Wskakuj na konia. Pogadamy w drodze. Hej, do diabła, tylko nie z tym worem! Chcesz, żeby Płotce pękł grzbiet?

— To jest Płotka? Płotka była gniada, a to jest kasztanka.

— Każdy mój koń nazywa się Płotka. Dobrze o tym wiesz i nie zagaduj mnie. Powiedziałem, precz z tym worem. Co tam masz, do cholery? Złoto?

— Rękopisy! Wiersze! I trochę żarcia…

— Wrzuć do rzeki. Napiszesz nowe wiersze. A żarciem podzielę się z tobą.

Jaskier zrobił żałosną minę, ale nie zastanawiał się długo, z rozmachem cisnął sakwę do wody. Wskoczył na konia, powiercił się, lokując na jukach, przytrzymał się pasa wiedźmina.

— W drogę, w drogę — ponaglał niespokojnie. - Nie traćmy czasu, Geralt, zapadnijmy w lasy, zanim…

— Przestań, Jaskier, bo ta twoja panika zaczyna się udzielać Płotce.

— Nie kpij. Żebyś ty widział to, co ja…

— Zamknij się, cholera. Jedziemy, chciałbym przed zapadnięciem zmroku załatwić ci przeprawę.

— Mnie? A ty?

— Ja mam sprawy po tej strome rzeki.

— Szalonyś chyba, Geralt. Życie ci niemiłe? Jakie sprawy?

— Nie twój interes. Jadę do Cintry.

— Do Cintry? Nie ma już Cintry.

— Co ty gadasz?

— Nie ma już Cintry. Jest pogorzelisko i kupa gruzu. Nilfgaardczycy…

— Zsiadaj, Jaskier.

— Co?

— Zsiadaj! — wiedźmin odwrócił się gwałtownie. Trubadur spojrzał na jego twarz i sfrunął z konia na ziemię, cofnął się o krok, potknął.

Geralt zsiadł powoli. Przerzucił wodze przez łeb klaczy, stał chwilę niezdecydowany, potem przetarł twarz urękaczoną dłonią. Usiadł na brzegu wykrotu, pod rozłożystym krzakiem świdwy o krwistoczerwonych pędach.

— Chodź tu, Jaskier — powiedział. - Siadaj. I opowiadaj, co z Cintrą. Wszystko. Poeta usiadł.

— Nilfgaardczycy weszli tam przez przełęcze — zaczął po chwili milczenia. - Były ich tysiące. Otoczyli wojska Cintry w dolinie Marnadal. Doszło do bitwy, trwającej cały dzień, od świtu do zmierzchu. Ci z Cintry stawali dzielnie, ale zdziesiątkowano ich. Król poległ, a wówczas ich królowa…

— Calanthe.

— Tak. Nie dopuściła do popłochu, nie pozwoliła, by poszli w rozsypkę, zebrała wokół siebie i sztandaru kogo tylko zdołała, przebili się przez pierścień, wycofali za rzekę, w stronę miasta. Kto zdołał.

— A Calanthe?

— Z garstką rycerzy broniła przeprawy, osłaniała odwrót. Mówiono, że biła się jak mężczyzna, rzucała jak szalona w największy wir. Skłuto ją pikami, gdy szarżowała na nilfgaarddzką piechotę. Ciężko ranną wywieziono do miasta. Co jest w tej manierce, Geralt?

— Gorzałka. Chcesz?

— No chyba.

— Mów. Mów dalej, Jaskier. Wszystko.

— Miasto w zasadzie nie broniło się, nie było oblężenia, nie było już komu stanąć na murach. Resztka rycerzy z rodzinami, wielmoże i królowa… Zabarykadowali się w zamku. Nilfgaardczycy zdobyli zamek z marszu, ich czarownicy rozwalili w pył bramę i część murów. Bronił się tylko stołb, widocznie czarodziejsko zabezpieczony, bo opierał się nilfgaardzkiej magu. Pomimo tego, po czterech dniach Nilfgaardczycy wdarli się do środka. Nie zastali nikogo żywego. Nikogo. Kobiety zabiły dzieci, mężczyźni zabili kobiety i rzucili się na miecze albo… Co ci jest, Geralt?

— Mów, Jaskier.

— Albo… jak Calanthe… Głową w dół, z blanków, z samego szczytu. Mówią, że prosiła, by ją… Nikt nie chciał. Dopełzła więc do blanków i… Głową w dół. Podobno okropne rzeczy robiono z jej ciałem. Nie chcę o tym… Co ci jest?

— Nic. Jaskier… W Cintrze była… Dziewczynka. Wnuczka Calanthe, coś około dziesięciu, jedenastu lat. Nazywała się Ciri. Słyszałeś coś o niej?

— Nie. Ale w mieście i zamku doszło do straszliwej rzezi i prawie nikt nie uszedł z życiem. A z tych, co bronili stołbu, nie ocalał nikt, mówiłem ci. A większość kobiet i dzieci znaczniejszych rodów była właśnie tam.

Wiedźmin milczał.

— Ta Calanthe — spytał Jaskier. - Znałeś ją?

— Znałem.

— A dziewczynkę, o którą pytałeś? Ciri?

— I ją znałem.

Powiał wiatr od rzeki, zmarszczył wodę, szarpnął gałęziami, z gałęzi migotliwą kurzawą poleciały liście. Jesień, pomyślał wiedźmin, znowu jesień.

Wstał.

— Wierzysz w przeznaczenie, Jaskier? Trubadur uniósł głowę, spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

— Dlaczego pytasz?

— Odpowiedz.

— No… wierzę.

— A czy wiesz, że samo przeznaczenie to za mało? Ze trzeba czegoś więcej?

— Nie rozumiem, Geralt.

— Nie ty jeden. Ale tak właśnie jest. Trzeba czegoś więcej. Problem polega na tym, że ja… Ja już nigdy nie dowiem się, czego.

— Co z tobą, Geralt?

— Nic, Jaskier. Chodź, wsiadaj. Jedziemy, szkoda dnia. Kto wie, ile czasu zajmie nam szukanie łodzi, a będziemy potrzebować dużej. Przecież nie zostawię Płotki.

— Przeprawimy się razem? — ucieszył się poeta.

— Tak. Po tej stronie rzeki nie mam już czego szukać.



IX



— Yurga!

— Złotolitka!

Biegła od bramy, powiewając wyzwolonymi spod chusty włosami, potykając się, krzycząc. Yurga rzucił powody pachołkowi, skoczył z wozu na ziemię, pobiegł na spotkanie, chwycił ją w pasie, mocno, poderwał z ziemi, zakręcił, zawirował.

— Jestem, Złotolitka! Wróciłem!

— Yurga!

— Wróciłem! Ejże, rozwierajta wrota! Gospodarz wrócił! Ech, Złotolitka!

Była mokra, pachniała mydlinami.

1<<9899100


В тексте попалась красивая цитата? Добавьте её в коллекцию цитат!
ИнферноДэн Браун199 руб.
Невеста воина, или Месть по расписаниюЕлена Звёздная69,90 руб.
На пятьдесят оттенков темнееЭ. Л. Джеймс149,90 руб.
Географ глобус пропилАлексей Иванов99,90 руб.


copyright © Бесплатная библиотека,    контакты: [email protected]