Prawiek i inne czasy :: Tokarczuk Olga
Страница: 3 из 59 | |||
| ||||||||||||||
| ||||||||||||||
КАТЕГОРИИ КНИГПОСЛЕДНИЕ ОТЗЫВЫ О КНИГАХМихаил (19.04.2017 - 06:11:11) Антихрист666 (18.04.2017 - 21:05:58) Ладно, теперь поспешили вы... (18.04.2017 - 20:50:34) Роман (18.04.2017 - 18:12:26) АНДРЕЙ (18.04.2017 - 16:42:55) СЛУЧАЙНОЕ ПРОИЗВЕДЕНИЕОн уходит по воде... 31.08.10 - 00:30 Хотите чтобы ваше произведение или ваш любимый стишок появились здесь? добавьте его! |
To tłumaczy, dlaczego tak często nie było anioła Misi wtedy, kiedy go potrzebowała.
Anioł Misi, gdy go nie było, odwracał wzrok od ziemskiego świata i patrzył na inne anioły i inne światy, wyższe i niższe, przypisane każdej rzeczy na świecie, każdemu zwierzęciu i roślinie. Widział ogromną drabinę bytów, niezwykłą budowlę i zawarte w niej Osiem Światów, i widział Stworzyciela uwikłanego w tworzenie. Lecz myliłby się ten, kto by myślał, że anioł Misi | oglądał oblicza Pana. Anioł widział więcej niż człowiek, ale nie wszystko. Wracając myślami z innych światów, anioł z trudem skupiał uwagę na świecie Misi, który podobny światom innych ludzi i zwierząt, był ciemny i pełen cierpienia niby mętny, zarośnięty rzęsą staw. Czas Kłoski Tą bosą dziewczyną, której Genowefa dała kopiejkę, była Kłoska. Kłoska zjawiła się w Prawieku w lipcu albo w sierpniu. Ludzie dali jej to imię, ponieważ zbierała z pól pozostałe po żniwach kłosy i piekła je sobie nad ogniem. Potem, jesienią, kradła ziemniaki, a kiedy pola opustoszały w listopadzie, przesiadywała w gospodzie. Czasem ktoś postawił jej wódkę, czasem dostała kromkę chleba ze słoniną. Ludzie jednak nieskorzy są do dawania czegoś za nic, za darmo, zwłaszcza w gospodzie, więc Kłoska zaczęła się kurwić. Lekko wstawiona i rozgrzana wódką, wychodziła z mężczyznami na dwór i oddawała się im za pęto kiełbasy. A ponieważ była jedyną młodą i tak łatwą kobietą w okolicy, mężczyźni kręcili się wokół niej jak psy. Kłoska była duża i dorodna. Miała jasne włosy i jasną cerę, której nie zmogło słońce. Zawsze bezczelnie patrzyła prosto w twarz, nawet księdzu. Oczy miała zielone, a jedno z nich lekko uciekało w bok. Mężczyźni, którzy brali Kłoskę po krzakach, zawsze potem czuli się nieswojo. Zapinali portki i wracali do zaduchu szynku z zaczerwienionymi twarzami. Kłoska nigdy nie chciała położyć się po bożemu. Mówiła: – Dlaczego ja mam leżeć pod tobą? Jestem ci równa. Wolała oprzeć się o drzewo albo drewnianą ścianę szynku, zarzucała sobie spódnicę na plecy. Jej tyłek świecił w ciemnościach jak księżyc. Oto jak Kłoska uczyła się świata. Są dwa rodzaje nauki. Od zewnątrz i od wewnątrz. Ten pierwszy uznawany jest za najlepszy lub nawet jedyny. Toteż ludzie uczą się poprzez dalekie podróże, oglądanie, czytanie, uniwersytety, wykłady -uczą się dzięki temu, co wydarza się poza nimi. Człowiek jest istotą głupią, która musi się uczyć. Dokleja więc do siebie wiedzę, zbiera ją jak pszczoła i ma jej coraz więcej, użytkuje ją i przetwarza. Ale to w środku, co jest „głupie" i potrzebuje nauki, nie zmienia się. I Kłoska uczyła się poprzez przyswajanie z zewnątrz do środka. Wiedza, którą się tylko obrasta, niczego w człowieku nie zmienia albo zmienia go jedynie pozornie, z zewnątrz, jedno ubranie zmienia się na inne. Ten zaś, kto się uczy poprzez branie w siebie, przechodzi nieustanne przemiany, ponieważ wciela w swoją istotę to, czego się uczy. Kłoska więc, poprzez branie w siebie cuchnących, brudnych chłopów z Prawieku i okolic, stawała się nimi, bywała spita tak samo jak oni, tak samo jak oni przestraszona wojną, tak samo jak oni podniecona. Mało tego, biorąc ich w siebie za gospodą w krzakach, Kłoska brała w siebie ich żony, ich dzieci, ich drewniane, duszne i cuchnące domki wokół Chrabąszczowej Górki. Poniekąd brała w siebie całą wieś i każdy we wsi ból, i każdą nadzieję. Takie były uniwersytety Kioski. Jej dyplomem stał się rosnący brzuch. O losie Kłoski dowiedziała się dziedziczka Popielska i kazała przyprowadzić ją do pałacu. Spojrzała na ten wielki brzuch. – Lada dzień będziesz rodzić. Jak zamierzasz się utrzymywać? Nauczę cię szyć i gotować. Będziesz nawet mogła pracować w pralni. Kto wie, jeżeli wszystko dobrze się ułoży, będziesz mogła zostawić sobie dziecko. Kiedy jednak dziedziczka zobaczyła obcy i bezczelny wzrok dziewczyny, który śmiało wędrował po obrazach, meblach i obiciach, zawahała się. Gdy zaś ten wzrok przesunął się po niewinnych twarzach jej synów i córki, zmieniła ton. – Jest naszym obowiązkiem pomagać bliźnim w potrzebie. Ale bliźni muszą chcieć pomocy. Ja się właśnie taką pomocą zajmuję. Utrzymuję przytułek w Jeszkotlach. Tam możesz oddać dziecko, tam jest czysto i bardzo miło. Słowo „przytułek" przykuło uwagę Kłoski. Spojrzała na dziedziczkę. Pani Popielska nabrała pewności siebie. – Rozdaję odzież i żywność na przednówku. Ludzie nie chcą cię tutaj. Niesiesz zamęt i rozprzężenie obyczajów. Źle się prowadzisz. Powinnaś stąd odejść. – A czy mi nie wolno być, gdzie chcę? – To wszystko jest moje, to moje ziemie i lasy. Kłoska odsłoniła w szerokim uśmiechu swoje białe zęby. – Wszystko twoje? Ty biedna, mała, chuda suko… Twarz dziedziczki Popielskiej stężała. – Wyjdź – powiedziała dziedziczka spokojnie. Kłoska odwróciła się i teraz słychać było, jak jej bose stopy plaskają o posadzkę. – Ty kurwo – powiedziała do niej Franiowa, sprzątaczka w pałacu, której mąż latem oszalał na punkcie Kłoski, i uderzyła ją w twarz. Kiedy Kłoska kolebiąc się szła po grubym żwirze podjazdu, gwizdali za nią cieśle na dachu. Wtedy zadarła spódnicę i pokazała im goły tyłek. Przystanęła za parkiem i chwilę zastanawiała się, dokąd pójść. Po prawej miała Jeszkotle, po lewej – las. Pociągał ją las. Kiedy tylko weszła między drzewa, poczuła, że wszystko pachnie inaczej: mocniej, wyraźniej. Szła w stronę opuszczonego domu na Wydymaczu, gdzie czasem nocowała. Dom był pozostałością jakiejś spalonej osady, teraz zarósł go las. Jej spuchnięte od ciężaru i upału nogi nie czuły twardych szyszek. Przy rzece poczuła pierwszy, rozlany, obcy ciału ból. Powoli zaczęła ogarniać ją panika. „Umrę, teraz umrę, bo nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc" – myślała przerażona. Stanęła na środku Czarnej i nie chciała zrobić kroku dalej. Zimna woda obmywała jej nogi i podbrzusze. Z wody zobaczyła zająca, który zaraz schował się pod paprocie. Zazdrościła mu. Zobaczyła rybę, kluczącej między korzeniami drzewa. Zazdrościła jej. Zobaczyła jaszczurkę, która wpełzła pod kamień. I też jej zazdrościła. Znowu poczuła ból, tym razem silniejszy, bardziej przerażający. „Umrę – pomyślała – teraz po prostu umrę. Zacznę rodzić i nikt mi nie pomoże. |
ИНТЕРЕСНОЕ О ЛИТЕРАТУРЕ
ТОП 20 КНИГ
ТОП 20 АВТОРОВ
| ||||||||||||
|